Wieczorna kropelka. Chwila spokoju. Zwilżone
oczy zamazują tak ostry do tej pory obraz. W zasadzie nie czuję
strachu, serce nie bije jak oszalałe. Zmęczyło się chyba, stwierdziło,
że nie ma to najmniejszego sensu. Przyszedł czas na totalne zmęczenie,
wyczerpanie. Leżę po prostu, wlepiam wzrok w sufit i trwam.
Oczy
wilgotne, a na ustach lekko słonawy smak. Zjawia się moment, kiedy
wszystkie emocje wypływają na powierzchnię. Wylewają się, pchają jeden
przez drugiego, byle szybciej, byle prędzej uciec od mojej osoby. I
dobrze. Tak powinno być. Wrócić do stanu pierwotnego. Odpocząć, nabrać
siły do życia.
Nie marzę o doskonałości, bo jest ona nieosiągalna. Nie chcę użalać się nad sobą, lecz zwyciężyć i móc nieść ukojenie innym.
"Ból tak okropny, jakby rozżarzony pręcik parzył moje rzęsy. Tak bolą mnie Twoje łzy."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz