Czasem czuję się jak marionetka, zabawka
innych, albo więzień. Pod ciągłym naciskiem, abym przestała mieć własne
zdanie, zmieniła się, była grzeczną, zależną od wszystkich dziewczynką.
Nie chcę tego, a kiedy próbuję wszczynać lekki bunt, natychmiast dostaje
mi się za to. Szkoła jest takim miejscem bez akceptacji. I nie powiem,
że nienawidzę jej dlatego, bo nauka, bo sprawdziany, bo to marnowanie
czasu, nie.. Problem tkwi w nastawieniu innych. Nie potrafię się
dogadać, za wszelką cenę mam być jeszcze małą dziewczynką, bo ''uważam
się za zbyt dorosłą". Mam potencjał, który marnuję.. Niestety, ale nie
da się pogodzić wszystkiego. Tego ci ludzie nie są w stanie zrozumieć.
Próbują mi udowodnić, że się mylę, że nie znam priorytetów, że jestem
nieodpowiednio wychowana, bo za dużo w domu mi pozwalają, że uczę się
systemem studenckim, a nie dostosowuję się do typowej nauki.
Nie
czuję się dobrze w tym miejscu. Brakuje osób, które to zrozumieją. Nie
mam nikogo w swoim wieku, kto czułby się podobnie. Pociechy szukać
przychodzi mi w osobach starszych ode mnie.
"Cóż, wiodło cię znowu na morze? – można by zadać pytanie. Nie wiem,
co na nie odpowiedzieć. Pytajcie tak samo muchy, dlaczego brzęczy
i lata. Pytajcie tak samo zwierza, dlaczego kąsa i drapie.
Pytajcie ryby i ptaka. I ognia, dlaczego płonie. I wody,
dlaczego płynie. Taka natura jest rzeczy. Żeglarza ciągnie
na morze." - Daniel Defoe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz