Podobno miłość można odróżnić od
zauroczenia, gdy trwa dłużej niż trzy lata. Coś w tym może być, chociaż
myślę, że nie do końca. Nie jest ona na pograniczu z obsesją, obłędem.
Ma głębsze korzenie, które rzeczywiście - z czasem wrastają jeszcze
głębiej. Niesie ze sobą ciepło i spokój. Uśmierca ból i daje poczucie
bezpieczeństwa. Pozwala schować się w sobie, gdy jest nam źle. Nie
wstydzi się łez, promienieje radością. Przybliża serca przeznaczonych
sobie osób. I żyje w nich, póki o nią dbają. Nie dawałaby tej dobroci,
gdybyśmy nią szastali, gdyby była nam obojętna. Z nią trzeba żyć w
symbiozie. Kiedy pozbawiamy roślinę wody lub opuszczamy, gdy zachoruje -
umiera. Gdybyśmy zaś dawali jej to, czego potrzebuje, w rezultacie
cieszyłaby nasze oczy swoim wyglądem, przynosiła uśmiech. To jest
dokładnie to samo. Miłość jak kwiat - bez odpowiedniej pielęgnacji
usycha, przepada w nicości.
Tak
oto mam swoją miłość. O którą dbam, jak umiem. Spoglądam w niebieskie
oczy i czuję wewnętrzny spokój. Wiem, że jest zawsze blisko i mnie nie
opuści. Jest moją melodią życia, sprawia, że kwitnę i promieniuję
szczęściem. Osusza łzy, niesie pomoc.
"Jestem przekonany, że najważniejszą decyzją, jaką podejmuje
istota ludzka, jest wybór, z kim spędzi życie, może już do końca." - William Wharton
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz