Eskil wracał z targu, kiedy przy zakręcie zza domu wyszła stara,
zgarbiona wiedźma.
Kruczo-siwe włosy, potargane z kawałkami gałązek opadały na jej wąskie ramiona.
- Biedny, oj biedny chłopaczek. - mówiła na tyle głośno, że spokojnie ją usłyszał.
-
Co tu począć, oj począć. Biedny chłopaczek. - nie spuszczała z niego
wzroku. Eskil postanowił nie zatrzymywać się i szedł spokojnie dalej.
Wtedy poczuł silny ucisk na swym nadgarstku.
Nie wiadomo skąd, ta stara kobieta pojawiła się nagle przy nim i wciąż powtarzała te same słowa.
-O ci ci chodzi, wiedźmo? - spojrzał w jej wyłupiaste, białe, pozbawione tęczówek oczy.
-Biedny, oj biedny chłopaczek... - odwróciła się w stronę targu i jakby rozpłynęła się między ludźmi.
Wszedł do domu, zdjął lniany wór z pleców i rzucił go na stół.
Rozmasował lekko obolałe ramię od ciężaru, który niósł całą drogę.
-Wróciłem!
- sięgnął po swój drewniany kufel i nalał do niego świeżego piwa.
Podszedł do paleniska, gdzie przysiadł i patrzył w tańczące płomienie
pomarańczowego ognia.
Grima, młodsza siostra, wróciła właśnie z połowu znad rzeki.
-Witaj,
braciszku. - promienny uśmiech rozświetlił jej delikatnie rumiane lico.
Długie blond włosy miała splecione w warkocz sięgający do pół uda.
Błękitne oczy patrzyły na niego ciepło.
- Dużo złowiłaś? - i jękną, podnosząc się ociężale z ziemi i podszedł do niej, przejmując wiadro ze świeżymi rybami.
-
Do jutra powinno wystarczyć. - stwierdziła, a Eskil postawił wiadro
przy stole i wyjął jej nóż. Grima usiadła do wiadra i zaczęła patroszyć
ryby.
Chłopak wyszedł
sobie przed dom. Podniósł głowę, patrząc prosto w słońce schodzące
powoli ku zachodowi. Uśmiechnął się lekko pod nosem i odwrócił się do
siedzącej tyłem do niego siostry. Cicho wyjął swój nożyk z pochwy i
bezszelestnie podszedł do Grimy. W jednej chwili dziewczyna zamachnęła
się najpierw dłonią w tył, szybko powstała na nogi i odbiła atak. Ogniki
złości wirowały jej w jasnych jak niebo oczach. Chłopak coraz szybciej
ją atakował, a ona z idealną precyzją odbijała każdy jego ruch.
W końcu dziewczyna przejęła jego taktykę. Sama zaczęła na niego
nacierać, aż wypchnęła ich na zewnątrz chaty.Twarz jej poczerwieniała od
wysiłku.
- Spokój mi! - wybuchnął Ulfar, który właśnie wrócił do domu.
Był to rosły mężczyzna. Jego długa broda zapleciona była w siwy warkocz.
-Witaj,
ojcze. - Eskil uśmiechnął się szeroko, spojrzał na siostrę, która
dopiero teraz pokazała, jak bardzo się zmęczyła tym pojedynkiem.
Poklepał jej ramię.
- Dobra robota.
-
Głupek! - zaśmiała się i chciała pięścią uderzyć go w brzuch, ale
chłopak okazał się szybszy. Złapał w locie jej rękę i zaczął się śmiać.
Wieczorem rozpalono ognisko, gdzie zeszli się wszyscy z okolicy. Grima
wraz z matką, Groą, rozstawiały na stole jedzenie. Zaczęły się śpiewy.
Jedna z tutejszych poddanych Ulfara wyjęła lirę. Praktycznie każdy
włączył się do śpiewu.
Spowijała Cię szata
tkana życiem i śmiercią.
Umrzyj i odrodź się
z głębi wielkiego łona Matki,
ku zieleni świata.
tkana życiem i śmiercią.
Umrzyj i odrodź się
z głębi wielkiego łona Matki,
ku zieleni świata.
Radosne płomienie były coraz większe. Kilka dziewcząt odprawiało
tradycyjny taniec. Eskil popijał sobie piwo i patrzył na to wszystko.
Jakiś czas później silny trunek zapanował nad umysłem. Ogniki zlewały
się z pięknymi pannami w jeden, porywisty, gorący taniec. Muzyka
uderzała w uszy z niesamowitą siłą.
Biedny, oj biedny chłopaczek.. Co począć... Obraz był coraz ciemniejszy. Aż w końcu zniknął, a odgłos tańca rozpłynął gdzieś w oddali.
***
***
Nazajutrz, kiedy Eskil obudził
się, Grima wraz z innymi dziewczętami pomagały sprzątać po nocnej
zabawie. Szeptały coś między sobą i co chwilę chichotały.
- Eskil! - rozległ się donośny głos ojca.
Chłopak zerwał się na proste nogi, spojrzał na rosłego mężczyznę. Uśmiechnął się tylko i od razu skoczył po swój łuk.
Szli w stronę lasu, które porastało wzgórze. Eskil znał doskonale tamtą
okolicę, zawsze tam polowali. Ale było coś, co nie dawało mu spokoju.
- Dlaczego nigdy nie pójdziemy tam polować? - wskazał na gęsto zarośnięty las po drugiej stronie rzeki.
-
Głupiś! - oburzył się ojciec. - Bogowie zabraniają tam wchodzić. -
zmarszczył mocno brwi i nie powiedział nic więcej. Chłopak wiedział, iż
rozmowa została zakończona.
Kiedy już wchodzili do lasu Ulfar i Eskil ruszyli na wschód.
Kierowali się w stronę polany, gdzie często pojawiały się króliki.
Chłopak pamięta jeszcze, że jako mały dzieciak lubił tam przychodzić i
oglądać, jak to miejsce tętni życiem. Zwłaszcza na wiosnę.
Kiedy dotarli na miejsce, nie doznał rozczarowania. Grupka małych
zwierzaków skubała świeżą trawę. Skrył się za jednym z grubych drzew,
wyjął strzałę i powoli celując w największego królika, napiął cięciwę.
Odczekał chwilę, strzała wyleciała z idealną precyzją, trafiając prosto w
łepek. Ojciec zrobił w tym czasie dokładnie to samo, celując w innego.
Wszystkie pozostałe zwierzęta natychmiast uciekły z polany, aby skryć
się przed niebezpieczeństwem.
Eskil z lekkim uśmiechem na twarzy podszedł do zdobyczy. Wyjął
strzały, wziął króliki i ruszył z Ulfarem w stronę ścieżki prowadzącej
do domu.
Groa wyszła im na powitanie, wycierając dłonie w zabrudzony fartuch. Pocałowała namiętnie męża i uśmiechnęła się do syna.
-
Widzę, nie poszło wam najgorzej. - zaśmiała się przyjaźnie. Wzięła od
Eskila króliki, dając całusa w czoło i weszła z powrotem do domu.
Chłopak spojrzał na ojca i tylko uśmiechnął się pod nosem. Ulfar, według
niego, wyglądał dość zabawnie. Potężny wojownik, który nie boi się
niczego, a mięknie przy kobiecie.
-
Witaj, ojcze. - Grima wracała znad jeziora. Eskil nie mógł oderwać
wzroku od siostry. Jej mokre, gęste, blond włosy sięgały prawie do
kostek, gdy je rozpuściła. Delikatne rysy twarzy i błękitne oczy. Do
tego poruszała się tak płynnie i lekko. To już nie była mała Grima,
którą zawsze od siebie odganiał. Stała się młodą kobietą. Młodą kobietą
na wydaniu.
Uśmiechnął
się, podszedł do niej, złapał za rękę i obrócił, kładąc ją sobie na
przedramieniu. Zaczęła się śmiać, kiedy popatrzyła w jego oczy.
- Gdybyś nie była moją siostrą... - zaśmiał się przyjaźnie, a Grima w jednej chwili się zaczerwieniła.
- Spadaj! - zaśmiała się jeszcze raz. Uwalniając się z jego uścisku.
- Dobrze, pani. - udał poważną minę, ale oczy mu błyszczały. I pomyśleć, że niebawem ktoś mi ją zabierze - pomyślał, ale szybko odgonił od siebie tę myśl.
Grima poszła rozwiesić wymyte ciuchy na słońce.
Wieczorem Eskil poszedł na brzeg jeziora. Wszedł na drzewo, które było
od małego jego kryjówką. Patrzył na zachodzące słońce, które chowało się
już za korony drzew po drugiej stronie.
- Coś cię dręczy, braciszku? - zobaczył Grimę, która szła w jego kierunku.
- Skąd wiedziałaś, gdzie...
-
Zawsze tu przychodzisz, kiedy chcesz być sam. - uśmiechnęła się ciepło i
wspięła się do niego. -No, to o co chodzi? - usidła obok Eskila.
- Zastanawiam się, co takiego jest w tym lesie za rzeką, że nikt nie chce tam wejść. - zmarszczył lekko brwi.
- Ale... nie idziesz tam, prawda? - spojrzała na brata.
Uśmiechnął się do niej lekko. Nic więcej nie musiał robić, aby zrozumiała.
- Kiedy?
- Jutro. - odparł krótko, uścisnął jej dłoń i przytulił do siebie.
***
***
Słońce wschodziło nad horyzont, a
wszystko wokół powoli zaczynało budzić się do życia. Lekki wiatr
kołysał mniejszymi gałęziami drzewa, na którym siedział Eskil z głową
śpiącej siostry na kolanach. Chłód, który ogarniał nieco jego ciało,
przyprawiał go o dreszcze.
Delikatnie przesunął siostrę, zsuną się na niższy stopień i poprawił
płaszcz, który otulał smukłe ciało Grimy. Szybkim krokiem ruszył w
kierunku domu.
Na jego
szczęście wszyscy jeszcze spali. Zgarnął swój płaszcz, cicho sięgnął po
myśliwski łuk i kołczan wypełniony strzałami, po czym wyszedł na
zewnątrz.
Wokół
panowała cisza, gdzieniegdzie tylko słychać było rechot żab. Nad łąkami
roznosiła się biała jak mleko mgła. Gdzieś pod nią słychać poruszającą
się rzekę.
Eskil dotarł
do starego, lekko rozsypanego już mostu, który prowadził na drugą
stronę rzeki, wprost do lasu. Poczuł na sobie dreszcz emocji, było
jeszcze szaro, a widok ograniczony do sześciu łokci nagle się
rozszerzył, gdy przeszedł w bardziej zarośnięty teren.Wypłowiała zieleń
widniała na koronach drzew. Suche gałęzie pękały pod stopami chłopaka,
gdy kroczył powoli do przodu.
Wyszedł na sporą polanę, na której środku stało wielkie drzewo. Sięgało
znacznie wyżej od innych koron. Na nim siedziało kilka kruków, które
przechylając łebki, wlepiły wzrok z przybysza. Ale to nie wszystko. To,
co sprawiło, że nagły dreszcz przeszył ciało chłopaka był wieniec
otaczający pień. Wieniec z ludzkich czach. Wtem nagle ptaki się zerwały i
nastała cisza. Zbyt głośna cisza.
Coś chrupnęło. Gwałtownie odwrócił się w kierunku, z którego dobiegł ten dźwięk. Nic.
Stał w miejscu i powoli rozglądał się wokół siebie.
-Ssssso tu robisssssssssss? - dobiegł nagle go cichy głos zza pleców. -
Ssssego chcesssss? - Raptownie napiął łuk, odwrócił się i wystrzelił.
Nic. Znów nic nie zobaczył.
W jednej chwili coś zwaliło go z nóg. Poczuł pulsujący ból w plecach. Szlag! Próbował się podnieść, ale coś go sparaliżowało. Podparł się na łokciach i ile mógł, podniósł głowę do góry i zamarł.
Przed nim stała zakapturzona postać. Ciemnozielony płaszcz zwisał jej
do ziemi, a kaptur zakrywał w swym mroku całą twarz. Kucnęła przy nim,
zadarła mu wyżej brodę. Dłoń miała jak lód.
-Czego tu szukasz?! Chcesz mnie?
W dłoni błysnął mały nożyk. Życie stanęło mu przed oczami, patrzył z przerażeniem w postać.
-Zostaw go! - nagle ktoś wybiegł zza drzew. Eskil zarył głową w ziemię,
a kiedy zdołał się odwrócić, zobaczył przed sobą Girmę. Co ty do cholery tutaj robisz??! - pomyślał.
-To mój brat. - postać podniosła się gwałtownie, chowając z powrotem
nóż. - On ci nic nie zrobi, nie krzywdź go. - Grima patrzyła na nią
błagalnie.
-Obiecałaś, że nikogo tu nie przyprowadzisz!! - głos przeszedł Grimę na wylot.
W tym czasie chłopak odzyskał nieco władność w ciele i powoli się
podniósł, patrząc w szoku na siostrę. - Czyli przychodziłaś tu
wcześniej? Dlaczego nic nie powiedziałaś?
-Bo nie mogłam. - uśmiechnęła się przepraszająco.
Postać stała chwilę w bezruchu, po czym sięgnęła i zsunęła kaptur.
Spojrzała złowrogo na Eskila, a on nie był w stanie się ruszyć. Patrzył
na nią sparaliżowany.
Długie blond włosy opadły teraz do kolan. A w nich zaplątane kawałki
gałązek i liście. Miała delikatne rysy twarzy. Nieskazitelnie gładka i
blada cera, wąskie usta i zielone jak trawa oczy, w których szalała
dzikość.
Przez chwilę patrzyli tak na siebie, gdy w końcu jej wzrok trochę złagodniał, a chłopak odzyskał kontrolę nad sobą.
-Czyli znacie się? - skierował pytanie do siostry, która cały czas stała zdyszana. - Jak długo?
-Odkąd przyszła tu jako mała dziewczynka - odparła nagle nieznajoma, odwróciła się i ruszyła.
-Czekaj! - krzyknął Eskil, to był błąd. Odwróciła się i w mgnieniu oka
powaliła go z powrotem na ziemię, łapiąc go za gardło. - Nie będziesz mi
mówił, co mam robić, psie!
-Możecie przestać!? - Grima się wkurzyła. - Nie chcę aby ktoś tu ucierpiał.
Dziewczyna spojrzała na nią oburzona - To mężczyzna. Nie mam zamiaru być dla niego dobra.
-Ale i mój brat, więc z łaski swojej przestań. - tym razem to w oczach Grimy można było dostrzec wściekłość.
Nieznajoma podniosła się, a Eskil łapczywie złapał powietrze w płuca.
Siostra podeszła do niego, podała dłoń i pomogła wstać.
-Zbieramy się. Nie jesteś tu mile widziany, jakbyś nie zauważył. - burknęła pod nosem i pociągnęła brata za sobą.
-Chwila! - wyrwał jej się. - Nie będziesz się tu rządzić.
-Jakbyś nie zauważył, właśnie uratowałam ci tyłek, więc się zamknij. - spojrzała na niego wkurzona.
Za plecami nieznajoma buchnęła świszczącym śmiechem. Eskil odwrócił się
gwałtownie, a ona popatrzyła rozbawiona, głaszcząc waderę, która
pojawiła się nie wiadomo kiedy. - Zmykaj dzieciaku, póki ci tych oczy
nie wydłubię i nie nakarmię tobą moich przyjaciół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz